Przeżycia wojenne chrzanowskich Żydów w latach 1939-1945 na przykładzie wspomnień Samuela Reifera

"Z muzealnego sztambucha"

Samuel Reifer urodził się w Chrzanowie w 1921 r. i był najstarszym synem Abrahama i Ryfki z domu Jeret. Miał dwóch młodszych braci – Mojżesza i Izaaka oraz siostrę Rachelę. Cała rodzina Samuela pracowała przed wojną w przemyśle drzewnym. Jego dziadek, Leibel Reifer, po przeprowadzce do Chrzanowa zaczął prowadzić skład drewna na ul. Kościeleckiej (dziś 29 Listopada). Z kolei ojciec Samuela, Abraham razem ze swoim bratem Izaakiem, od 1922 r. prowadzili w Chełmku skład drewna. W domu rodzinnym Autora wspomnień oprócz jego rodziny mieszkali jeszcze jego dziadkowie (Leibel i Rachela Reifer), siostra ojca Brandla i Aaron Censor z dwójką dzieci oraz druga siostra ojca Hendla i Symu Schlesinger. Pochodził z rodziny wykształconych Żydów. Do jego dziadka był centrum, w którym spotykała się rodzina w czasie uroczystości rodzinnych i świąt.

 

Rodzina Reiferów poszerzona o krewnych (brat dziadka udający się z rodziną z Niemiec do Jerezolimy aby się osiedlić). Zdjęcie wykonane na ul. Kościeleckiej, ok. 1938 r., zdjęcie od Izaaka Reifera.

Dnia 4 IX 1939 r. wojska niemieckie zajęły Chrzanów. Dekretem z dnia 20 XI 1939 r. do rejencji katowickiej włączono uprzemysłowioną część powiatu chrzanowskiego. Tym samym Chrzanów oficjalnie został włączony do Rzeszy. Chrzanów był stolicą najbardziej na wschód wysuniętej części rejencji katowickiej i graniczył bezpośrednio z Generalnym Gubernatorstwem. W 1941 r. zmieniono nazwę miasta na Krenau. Urzędowanie prowadzono w języku polskim, ale z władzami okupacyjnymi korespondowano w języku niemieckim. Wprowadzono godzinę policyjną, która obowiązywała przez cały okres okupacji. Trwała przeważnie od nastania zmroku do rana.  Utworzono sieć urzędów pracy, których pierwszym zadaniem było zewidencjonowanie wszystkich osób zdolnych do podjęcia pracy, a tym samym przydatnych dla gospodarki III Rzeszy. Zarówno Polacy, jak i Żydzi byli pozbawieni możliwości wyboru miejsca i rodzaju pracy. Oznaczało to w praktyce wprowadzenie przymusu pracy. W lutym 1941 r. wprowadzono reglamentację podstawowych artykułów żywnościowych.

Zaraz po wkroczeniu do Chrzanowa władze okupacyjne podjęły działania przeciwko ludności żydowskiej. W synagodze zamknęli grupę Żydów, a katolików zamknęli w kościele. Pod pretekstem ukrywania żywności zatrzymali 10 zakładników, którym grożono śmiercią. Rozporządzeniem z dnia 21 XII 1939 r. wprowadzono nakaz noszenia na ramieniu białej opaski z Gwiazdą Dawida przez wszystkich Żydów powyżej 10 roku życia. Rozporządzeniem z dnia 18 XI 1939 r. zablokowano konta żydowskie w bankach, skonfiskowano depozyty i zawartość sejfów. Dnia 17 IX 1940 r. wydano rozporządzenie nakazujące konfiskatę majątku żydowskiego (z wyjątkiem przedmiotów osobistego użytku), pieniędzy oraz papierów wartościowych. W związku ze złą sytuacją aprowizacyjną w 1940 r. władze zgodziły się na ponowne otwarcie sklepów żydowskich. Towary w nich sprzedawane miały służyć dla zaspokajania ich własnych potrzeb i musiały być oznakowane gwiazdą Dawida. 30 IX 1941 r. wprowadzono obowiązek posiadania przez Żydów dokumentu, który potwierdzał ich tożsamość.

Niemieccy żołnierze bijący Żydów niedaleko Łodzi w pierwszych tygodniach okupacji, 1939 r. Ze zbiorów United States Holocaust Memorial Museum, dzięki uprzejmości  Mary Jane Farley.[https://collections.ushmm.org/search/catalog/pa18508] 

W 1941 r. ograniczono teren, który był dostępny dla ludności żydowskiej. Ulice, które przeznaczono dla Niemców (np. Aleję Henryka), miały stać się judenrein – wolne od Żydów. Jeśli przy tych ulicach mieszkali lub prowadzili swoje sklepy Żydzi zostali zmuszeni do ich opuszczenia. W listopadzie 1941 r. ostatecznie zamknięto teren getta w obrębie ulic: Kadłubek, Krzyskiej, Krakowskiej, Garncarskiej, Luszowskiej, Balińskiej i Berka Joselewicza. Terenu getta nie ogrodzono jednak murem. W 1942 r. do chrzanowskiego getta przesiedlono Żydów z okolicznych miast i miasteczek. Tym samym znacznie pogorszyły się ich warunki bytowe. W większych skupiskach ludności żydowskiej powstawały tzw. Ältestenräty, czyli rady starszych. Podlegały one centrali, która siedzibę miała w Sosnowcu. Rada starszych zajmowała się organizacją siły roboczej dla Niemców, racjonowaniem żywności oraz rozwiązywaniem problemów lokalowych. Utworzono również żydowską policję, której funkcjonariusz nazywano Odemanami.

Jednym z pierwszych działań okupanta na ziemiach polskich były rewizje i związana z tym grabież mienia. Już trzy dni po wkroczeniu do Chrzanowa, czyli 7 września, Niemcy przeprowadzili rewizję w mieście, zarówno w domach jak i sklepach żydowskich, zabierając wszystko co miało jakąkolwiek wartość. Zaraz po wkroczeniu do Chrzanowa przeprowadzili łapankę wśród Polaków i Żydów. Polaków zamknięto w kościele, a Żydów w synagodze. Wśród tych zakładników był dziadek autora Leibel Reifer, którego udało się wydostać z aresztu. Rodziny pojmanych miały jednak powody żeby się obawiać o ich życie, ponieważ major Heinrich Lindner zagroził, że za wszelkie próby gromadzenia żywności zakładnicy żydowscy zostaną zabici. W dniach 22-23 IX 1939 r. przeprowadzono kolejną rewizję. Tak to wydarzenie opisuje Samuel: Z Synagogi Anszwej Chajil wyprowadzili modlących się tam Żydów pod konwojem, z okropnym sadyzmem na rynek. Tam Żydzi musieli znieść całe swoje mienie. Niemcy zabrali z mieszkań wszystko, nawet kromkę chleba. Równocześnie zabrali 10 zakładników, a Obersturmführer Major Lindner, znany żydożerca, który wymordował w Białej Podlaskiej żydowskich jeńców wojennych, miał przemówienie do zegnanych na rynku Żydów, że za gromadzenie zapasów żywności i materiałów (hamstwren) grozi kara śmierci zakładnikom. Zakładnik Klagsbald został zastrzelony Między zakładnikami był mój dziadek [Leibel Reifer]. Cudem udało się nam go wyciągnąć. Po dwóch dniach pobytu w więzieniu, w wilgotnej piwnicy i bez jedzenia, nie mógł chodzić i przyniesiono go na rękach do domu.

Żydzi bardzo obawiali się rewizji i łapanek, które dla mieszkańców często kończyły się wywiezieniem do obozów koncentracyjnych. Z tego powodu często się ukrywali. Kryjówki były w różnych miejscach, najczęściej na strychach i w piwnicach domów. Gromadziło się w nich od kilku do kilkunastu osób, najczęściej starcy, dzieci, matki z małymi dziećmi oraz ludzie z różnych powodów niezdolni do pracy. Taką właśnie sytuację opisał Samuel Reifer: „Ukryliśmy się w naszej kryjówce w 14 osób. Niemcy walili żelaznymi sztabami w ściany obok kryjówki. Kobiety siedzące z nami zlękły się, podniosły krzyk i zaczęły uciekać. Prawie wszystkim udało się uciec. Przy otworze zastali tylko moją siostrę [Rachelę], ojca [Abrahama] i jednego Żyda, którzy nie mogli się tak szybko wydostać z ciemnego wyjścia. Niemcy chcieli wszystkich wystrzelać, wtedy moja siostra rzuciła się do nóg Oberwachmeistera Lentza, błagając o litość. Zbił ją, rzucił na ziemię, rwał za włosy i deptał po niej. Wiedziałem, że jak mnie znajdą, grozi mi śmierć. Słyszałem krzyki siostry, bałem się, że ją zakatują na śmierć. Co tu zrobić? Podniosłem dziki krzyk, że jestem chory, umierający, że zostawili mnie tu samego. Niemcy weszli do kryjówki i kazali mnie, na wpół obłąkanego, zanieść do mieszkania. Tu znowu bili moją siostrę, a kiedy znowu zacząłem jęczeć i udawać umierającego, odeszli i zabrali mojego kuzyna i ciotkę Brandlę Censor.

Grupa dziewcząt w chrzanowskim getcie, Chrzanów, 1939/41 r. Ze zbiorów United States Holocaust Memorial Museum, dzięki uprzejmości Heleny Sendyk. [https://collections.ushmm.org/search/catalog/pa1137589]

W październiku 1940 r. Heinrich Himmler powołał na stanowisko specjalnego pełnomocnika ds. zatrudnienia „obcoplemiennych” Albrechta Schmelta. Jego siedziba znajdowała się w Sosnowcu. Nie mogli wybrać sobie rodzaju ani miejsca pracy. W praktyce oznaczało to wprowadzenie przymusu pracy. Każdy musiał być przydatny dla gospodarki III Rzeszy. Dlatego kobiety pracowały w wielkich szwalniach w Chrzanowie lub w gumowni w Trzebini, młodych mężczyzn wysyłano do obozów pracy przymusowej, natomiast starszych wykorzystywano przy zamiataniu ulic, wywożeniu śmieci czy też posługiwania w niemieckich domach. Żydzi pracowali po 14 godzin dziennie i zarabiali 100 marek, z której to kwoty połowa przekazywana była na cele funduszu SS w Sosnowcu.

Listy z nazwiskami Żydów skierowanych do pracy opracowywały władze miejscowej żydowskiej gminy wyznaniowej. Jeśli ktoś z listy się ukrył i nie stawił na wezwanie, jako zakładniczki brano kogoś z jego najbliższej rodziny. Taką sytuację z 1940 r. opisał Samuel: W maju 1940 r. obława w Chrzanowie. Ściągnięto Żydów w liczbie 2500 na plac gimnazjalny. Według kartoteki Judenratu zabrakło 675 mężczyzn, którzy się ukryli. W zamian nich, jako zakładniczki, wzięto ich żony. Bito je grożono, że się je wywiezie do Oświęcimia. Major Lindner szczuł zebranych psami i wśród plugawych okrzyków: verfluchter Judenbagage, gonił jak szalony wśród zebranych, wyrywał ludziom włosy, bił nieludzko. Wyeliminował tych, którzy mieli Ausweizy, że płacą 50 marek na fundusz SS, w liczbie 1200 i pobiwszy ich okrutnie odesłał do domu, a resztę wysłanodo obozu RAB (Reichsautobahn), do budowy autostrad.

Terror i zastraszenie to metody, jakie najczęściej stosowali Niemcy, aby wymusić posłuszeństwo. W tym celu przeprowadzali publiczne egzekucje. Już 5 IX 1939 r. oddział Wermachtu dokonał masakry na Żydach w Trzebini. W tej grupie znaleźli się także żydowscy mieszkańcy Chrzanowa. Wydarzeniem, które na stałe odcisnęło swoje piętno w umysłach chrzanowskich Żydów była egzekucja przez powieszenie 7 osób za rzekomy nielegalny wypiek chleba i handel żywnością dnia 29 IV 1942 r. Jak pisze Samuel niepokój wywołało pojawienie się szefa katowickiego Gestapo Hansa Dreiera, który razem z komendantem chrzanowskiej policji niemieckiej Paulem Schindlerem oglądał drzewa rosnące na ul. Świętokrzyskiej. Następnego dnia rozkazano gminie żydowskiej wybudować na tym miejscu szubienice. Początkowo uważano, że celem Niemców jest jedynie zastraszenie ludności. Dzień przed egzekucją policjanci żydowscy przychodzili do każdego domu i odbierali kenkarty, czyli dowody tożsamości. Jednocześnie obiecywali, że zostaną one zwrócone następnego dnia w czasie zgromadzenia na placu na ul. Świętokrzyskiej. Tak opisuje to wydarzenie Samuel: „Tego dnia jechali autami Niemcy po dzielnicy żydowskiej z megafonami, ogłaszając, że dziś wobec ludności polskiej i żydowskiej odbędzie się egzekucja siedmiu Żydów publicznie. Wszyscy muszą być obecni, przede wszystkim Żydzi. Na placu egzekucji zgromadzili się przedstawiciele władz niemieckich z żonami i przyjaciółkami. Śmiali się i naigrawali jak na zabawie. O godzinie 4.30 sprowadzono na autach skutych skazańców. Słychać było okrzyki die Rabbande ist schon da. Skazańcy pobici i zmasakrowani, byli niepodobni do ludzi. Wyniesiono ich z aut, bo już niebyli zdolni chodzić o własnych siłach. Z okrzykiem Szma Israel! zawiśli na szubienicy. Jeden z Olkusza krzyczał: Żydzi, pomścicie moją śmierć!

Akcje wysiedleńcze były elementem polityki eksterminacji. W założeniu miały doprowadzić, aby usunąć ludność żydowską z terenów okupowanych przez III Rzeszę. Samuel opisuje kilka akcji wysiedleńczych z Chrzanowa, które miały podobny przebieg. Najpierw zapędzano wszystkich Żydów na plac przy ul. Świętokrzyskiej, a w tym czasie policjanci dokładnie przetrząsali domy, od strychu po piwnice w poszukiwaniu ukrywających się Żydów. Młodych, którzy posiadali ausweisy, czyli karty pracy, pozostawiano osobno. Natomiast starców, dzieci oraz młodych bez kart pracy prowadzono do innego miejsca, którego pilnowała policja. Po kilku dniach tę drugą grupę wywożono do obozów koncentracyjnych, najczęściej do Auschwitz. Taka akcja miała miejsce 30 maja 1942 r. Kolejną urządzono niecałe dwa miesiące później, 8 lipca. Wezwano wówczas do stawienia się na tym samym placu w celu skontrolowania kart meldunkowych i ustalenia dokładnej liczby pozostałych w mieście Żydów. Samuel znalazł się na tym placu razem z rodzicami i swoim bratem Izaakiem. Tak opisuje selekcję: „Selekcja. Kierując się kaprysem odstawiono starszych, kobiety i młodych. Na placu było zgromadzonych kilka tysięcy Żydów. Upał 8.07.1942 r., bez kropli wody ludzie mdleli, z gorąca i ze zdenerwowania. Trwało to do 3.00 po południu. Przyjechał Merin z beczką piwa i z winem. Gestapowcy ucztowali i naigrawali się z Żydów. Udało mi się z rodzicami przejść szczęśliwie przez selekcję.” Samuel opisuje postępowanie żydowskiej policji, która siłą wyciągała z domów dzieci i starców, aby uzupełnić ilość ludzi w kontyngencie wysyłanym do obozu koncentracyjnego. Tak Samuel opisuje jedną z ostatnich akcji wysiedleńczych: Spędzono na plac wszystkich Żydów. Młodych, z ausweisami pracy, pozostawiono osobno. Starszych, kobiety z dziećmi i młodych bez kart pracy, w liczbie 3000 zaprowadzono do szkoły i obstawiono milicją. Po trzech dniach wysiedlono ich na śmierć. Kiedy wyszedłem z rodziną z kryjówki, nie zastałem nikogo z dalszej rodziny. Opowiadano mi, że moja ciotka Hendla Schlesinger, która jechała na wysiedlenie na wozie z chorymi i dziećmi dostała ataku i umarła. Wszyscy jej zazdrościli, że miała lekką śmierć, nie z rąk zbirów i że urządzono jej żydowski pogrzeb.

Blimcia, Ciotka Esthera, Wrumek i Helcia Stapler (Sendyk) stojący w bramie ich domu w getcie chrzanowskim. Ok. 1941. Ze zbiorów United States Holocaust Memorial Museum, dzięki uprzejmości Heleny Sendyk [https://collections.ushmm.org/search/catalog/pa1137574]

Dnia 18 II 1943 r. ogłoszono zbiórkę wszystkich Żydów mieszkających w Chrzanowie, także tych którzy zostali tu przesiedleni z okolicznych miejscowości. Selekcję przeprowadzili oficerowie sosnowieckiego gestapo. Zebranych podzielono na 2 grupy – pierwszą przeznaczoną na zagładę w KL Auschwitz, a drugą do obozów pracy przymusowej. Część Żydów próbowała się ukrywać, nawet po kilka dni. Ale z czasem z powodu braku wody i żywności musieli opuścić kryjówki. Tak Samuel opisuje ostatnie dni getta chrzanowskiego: Byłem w kryjówce z kolegami. Byliśmy zamknięci od zewnątrz. Ponieważ niespodziewanie zaskoczyła nas akcja, kolega, który miał klucz do naszej kryjówki, nie mógł nam otworzyć. Z kryjówki naszej słyszeliśmy krzyki wyprowadzanych z mieszkań Żydów łoskot wyrzucanych mebli. Przez dwa dni byliśmy zamknięci bez wody, bez jedzenia. Co tu począć? Na trzeci dzień zrobiliśmy ogień, żeby podpalić otwór. Naraz słyszymy głos: Hier sind noch Juden. Zagasiliśmy ogień i znów czekamy zdając się na los. Nad ranem słyszymy głosy. Na chybił trafił krzyczymy. Otworzyła nam znajoma dziewczyna. Dowiedzieliśmy się, że Chrzanów jest judenrein. Opuściliśmy naszą kryjówkę. W nocy poszliśmy do pewniejszej kryjówki, gdzie było ukrytych 40 Żydów i kobieta z półtorarocznym dzieckiem. Na strychu był podwójny sufit z klapą do wysuwania. Wchodziło się po drabinie, którą wciągano do góry. Leżeliśmy tam ukryci tak nisko, że nie można było siedzieć. Bez powietrza i bez jedzenia ludzie mdleli, dusili się. Matka z dzieckiem musieli opuścić bunkier, ponieważ dziecko płakało.

Getto w Sosnowcu utworzono w jednej z dzisiejszych dzielnic miasta – Środuli w 1940 r. Zostało ono zlikwidowane w 1944 r. W okresie od listopada 1942 r. do marca 1943 r. do Sosnowca zostali przesiedleni Żydzi z terenu Zagłębia.  Samuel razem ze swoim ojcem i bratem Izaakiem uciekli do Sosnowca w ostatnich dniach lutego 1943 r. Tak opisał swoje wrażenia z pobytu w Środuli Samuel: Ciasnota nie do opisania. W jednej izbie mieszkało 25 ludzi. Gnieździli się na ulicach i podwórzach. Na dworze stały meble, gotowano na polu. Z szaf i łóżek pokrytych na górze płótnem tworzono szałasy. Drożyzna i głód. Rządy milicji żydowskiej. W dzień i w noc łapanki na Dulagu. Co dzień na budynku Judenratu wywieszone były listy ludzi przeznaczonych do Dulagu. Gdy się ktoś nie zgłosił, ofiarą padła cała rodzina. Były wypadki, że zamiast dzieci, które się za późno zgłosiły, zabrano starych rodziców do Oświęcimia. Z kryjówek wyciągali Odemani. Samuel nie mógł dłużej wytrzymać w tym jak sam to nazywa piekle i dlatego zgłosił się na ochotnika do obozu pracy. Sosnowiecki Judenrat kierował akcją wysyłania robotników z terenu Zagłębia do niemieckich obozów pracy. Codziennie przed budynkiem wywieszano nową listę z nazwiskami Żydów, którzy mieli się udać do obozu tranzytowego (tzw. Durchgangslager lub Dulag). Jeśli ktoś się nie zgłosił zabierano jego najbliższą rodzinę. Starców i dzieci wywożono bezpośrednio do Oświęcimia i tam mordowano w komorach gazowych.

Żydzi czekający w kolejce na zarejestrowanie w niezidentyfikowanym getcie, 1939-1944 r. Ze zbiorów United States Holocaust Memorial Museum, dzięki uprzejmości Benjamina (Miedzyrzecki) Meed [https://collections.ushmm.org/search/catalog/pa1136834]

Samuel nie mógł dłużej wytrzymać panujących w sosnowieckim getcie warunków materialnych oraz ciągłego napięcia psychicznego. Dlatego zgłosił się na ochotnika do pracy w obozie. Od tego zaczęła się jego wędrówka po różnych obozach pracy, zakończona przez wyzwolenie w 1945 r. Pierwszym obozem pracy, do którego został wysłany był Klobuck. Żydzi pracowali tam przy przebudowie dawnych polskich gospodarstw na niemieckie, w których mieli się osiedlić Niemcy z Rumunii. Dnia 22 VIII 1943 r. został przewieziony do obozu w Blechhammer, czyli Blachowni na Dolnym Śląsku. W swoich wspomnieniach opisał selekcję przeprowadzoną w obozie, w czasie której życie zależało od kaprysu jednego z SS-manów. Już w 1939 r. rozpoczęto budowę fabryki benzyny syntetycznej. Wokół tej inwestycji powstała sieć obozów jenieckich oraz obozów pracy przymusowej. Do jednego z takich obozów trafił Samuel na początku 1943 r. Z pobytu w tym obozie najlepiej zapamiętał selekcję, podczas której ludzkie życie zależało od kaprysu SS-mana. Tak ją opisał: Dnia 22.08.1943 r. przyjechał Major Lindner i wywiózł nas do ZAL w Blechhammer. Było z nami 40 dzieci w wieku pod czternaście lat. Osiem dni trzymano nas pod gołym niebem. Selekcja. SS Hausschild z Sosnowca (Judenhändler) wysyłał nas według swego widzimisię do innych obozów lub Oświęcimia. Skinieniem palca wybierał na śmierć. Starszych wysłano do Oświęcimia. Młode dziewczęta do Sudetów. Nie wiem, co się stało z dziećmi. Miano dla nich stworzyć osobne komando. Jego samego wysłano do obozu w Graditz k. Faulbruck (Grodziszcze, woj. dolnośląskie, pow. świdnicki).

Jak pisze Samuel, lagrem był budynek starego młyna, w którym nie było ani umywalni, ani kuchni. Tak opisał panujące tam warunki: „Prycze trzypiętrowe, ciemno w dzień i w nocy. Rewizja. Ostrzygli nas. Na plecach i z przodu wycięto kawał materiału i w tym miejscu umieszczono gwiazdę Dawida. Brud. Takiego zawszenia nie było w żadnym obozie. Nigdy nie zmieniano bielizny.” Więźniowie pracowali przy budowie baraków w pobliskiej Bielawie (Langbielau). Zdarzały się wypadki ucieczek z obozów pracy. Wówczas wszyscy więźniowie stali na apelu przez długie godziny. Władze obozowe w odwecie za ucieczkę kilku więźniów wyżywały się na pozostałych bijąc ich. Zazwyczaj kończyły się one śmiercią uciekinierów, którzy nie zdołali się ukryć. Tak opisał jedną taką sytuację Samuel: Nazajutrz o 11.00 w nocy znaleziono uciekinierów. Kucharz Brauner (Żyd) Szmilek Szerer, zastępca Lagerältestera, pobili ich na śmierć. Słyszeliśmy z baraków krzyk ofiar. Nazajutrz obudzono nas o 2.30 i dostaliśmy numery na zupę. Niebywałe święto w obozie, pierwszy raz zupa na śniadanie. Usiedliśmy na polu, przy stole. W pewnym momencie zaświecono reflektory i zobaczyliśmy wiszące na drzewie nad naszymi głowami dwie ofiary. Lagerführer Kiske zadowolony, że złapał zbiegów dał nam nadprogramową zupę.

W 1941 r. na pograniczu dwóch miejscowości – Bielawy (Langbielau) i Dzierżoniowa (Reichenbach) utworzono obóz pracy, do którego przywożono więźniów pochodzenia żydowskiego z Polski oraz innych krajów europejskich (tzw. Zwangsarbeitslager). Samuel opisuje nieludzką pracę, którą musieli wykonywać więźniowie pod dyktando majstra. Pisze tak: Meister Neutzler, przeszło siedemdziesięcioletni starzec, żądał nieludzkiej pracy. Z zegarkiem w ręku badał tempo pracy. Ponieważ załadowanie jednej lory trwało pewien okres czasu badał, obliczał ile można w przeciągu dwunastu godzin lor załadować, nie biorąc pod uwagę coraz większego zmęczenia robotników. Żeby oszczędzić czasu nie pozwalał śrubować, czyli laszować szyn, co często spowodowało wykolejenie. Z tego powodu wpadłem pod lorę, potłukłem się i zgniotłem kość lewej nogi. Z chorą nogą musiałem chodzić do pracy. Koledzy nosili mnie na rękach, bo nie mogłem chodzić o własnych siłach.

Więźniowie budujący linię kolejową Weimar-Buchenwald, stojący podczas apelu w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie, 1943 r. Ze zbiorów United States Holocaust Memorial Museum, dzięki uprzejmości Gedenkstaette Buchenwald. [https://collections.ushmm.org/search/catalog/pa15055]

W latach 1942-1943 więźniowie pracowali przy budowie fabryki zbrojeniowej firmy Bertha-Werke należącej do koncernu Friedrich Krupp AG. Końcem 1943 r. obóz zlikwidowano. Lager podlegał obozowi w Gross Rosen. Dnia 12 listopada 1943 r. więźniowie stali na apelu po powrocie z pracy przez całą noc, czekając na konwój, który miał ich przewieść do innego obozu. Wysłano wówczas 150 więźniów do Markstadt. Samuel napisał, że sam lager zrobił na nim dobre wrażenie, było w miarę czysto. Więźniowie mieli dostęp do ciepłej wody służącej do kąpania i mycia. Jednak praca przy budowie fabryki zbrojeniowej firmy Krupp była ponad ludzkie siły. Tak opisał to Samuel: „Przyszliśmy na puste pola. Praca przy budowie Kruppswerk-Berthawerk. (…) Kopaliśmy rowy celem przeprowadzenia rur gazowych. Od godz. 7.00 rano staliśmy w wodzie, w deszcz i mróz. Byliśmy głodni, w szczerym polu nie było żadnego schronienia i nie wolno było palić ognisk. Majster z firmy F. G. Schlesien, sadysta, bił za nic. Gdy ktoś stanął na chwilę na suchym gruncie, kopał i wrzucał do wody. Łamał pałki na więźniach. Głodni, bosi i obdarci padali z wyczerpania na śnieg. Mróz przeżerał kości. Co dzień zanosiło się do lagru dużo trupów i dużo pobitych, niezdolnych do pracy. Z naszego komanda 500 ludzi tylko nieliczna garstka pozostała przy życiu. ” Dnia 25 III 1944 r. przeprowadzono selekcję. Wszyscy więźniowie musieli się rozebrać i biegać na mrozie. Komisja lekarska, kierując się kaprysem wybrała 1000 osób, które prawdopodobnie zostały wysłane do jednego z obozów koncentracyjnych i tam zamordowane. Samuela wysłano do obozu pracy w Funfteichen (Miłoszyce, w woj. dolnośląskim, w pow. Oławskim).

Mieściła się tutaj filia obozu w Gross Rosen. W latach 1943-1945 więźniowie (Polacy, Żydzi, Czesi i Francuzi) pracowali przy budowie fabryki zbrojeniowej Friedrich Krupp-Bertha Werke. Był to obóz, w którym panowały najgorsze warunki, spośród tych, w których przebywał Samuel. W swoich wspomnieniach nazywa go piekłem. Tak pisze o szykanach wobec więźniów: Apel trwał godziny. Bito nas podczas apelu. Co dzień urządzono nam mordercze ćwiczenia. Nie wypuszczano nas z bloku i nie wpuszczano do bloku, wszystko na komando. Gdy blokowy gwizdnął można było wejść i wyjść w nadzwyczajnym, szybkim tempie. To musiało się odbywać biegiem. Ścisk, tratowano się, a blokowy tłukł pałkami. Nie pozwolono się myć. Myliśmy się śniegiem. Zawszenie. Potworny głód. Podobnie jak w innych niemieckich obozach, praca jaką wykonywali więźniowie była ponad ludzkie siły. Samuel pisze, że codziennie musieli przynosić do obozu trupy, żeby zgadzał się stan liczbowy na apelu.

Z powodu dużej umieralności Żydów w obozie Fünfteichen władze z Gross Rosen nakazały polepszenie ich warunków bytowych i sanitarnych. Był to powód i okazja do nowych prześladowań. Tak to opisał Samuel: Od tego czasu zaczęła się nowa gehenna. W nocy, budząc nas blokowi, zrzucali pałkami z prycz, każąc czyścić krzesła tagesraumu, na którym więźniom nie wolno siedzieć. Biją pałkami i leje się krew. Co dzień pobicia przez blokowych, dużo chorych na rewirze. Nowe zarządzenie. Przymus mycia się. Do Waschraumu blokowy nas nie wypuszczał. Co dzień na 200 osób przynoszono do bloku dwa wiadra zimnej wody, trzy mydełka RIF, bez proszku. Blokowy ogląda uszy i nos. Ponieważ wiedzieliśmy, że do tego ogranicza się przegląd czystości, myliśmy tylko uszy i koniec nosa. Entlausung w bloku. Co dzień jeden więzień wyznaczony przez blokowego kontroluje ubranie więźnia i co dzień odchodzi protokół do Schreistube, ile wszy znaleziono u więźnia. Zaszyli nam kieszenie, żebyśmy nie trzymali w nich rąk, kiedy nam zimno. Blokowi urządzali sobie zabawę z więźniów i wrzucali ich w zimne baseny wody z Luftschutzu .Co tydzień wysyłano do obozu koncentracyjnego Gross Rosen transport 100 martwych ciał, aby tam zostały skremowane.

Żydowscy robotnicy przymusowi podczas oczyszczania terenu pod budowę autostrady Wrocław-Berlin w Klettendorf, 1942 r. Ze zbiorów United States Holocaust Memorial Museum, dzięki uprzejmości Jacob Hennenberg [https://collections.ushmm.org/search/catalog/pa1032010]

W latach 1939-1945 istniał tu obóz jeniecki Stalag VIII A, w którym więziono jeńców wojennych różnych narodowości. Poza obozem macierzystym istniały także tzw. Komanda robocze, w których wykorzystywano więźniów jako tanią siłę roboczą. Po upadku powstania warszawskiego (2.10.1944 r.) do obozu w Fünfteichen przywieziono transporty z powstańcami. Wówczas w obozie przeprowadzono selekcję i 403 więźniów odseparowano i zamiarem wysłania ich go obozu pracy w Görlitz. W tej grupie znalazł się Samuel. Trzy dni jechali bez jedzenia do obozu. Po przybyciu na miejsce musieli się ustawić na placu apelowym, aby majstrowie z fabryk mogli wybrać pracowników. Po zakończeniu pracy zawsze przeprowadzano rewizję, sprawdzając, czy ktoś czegoś nie ukradł.

Z powodu złych warunków żywieniowych szybko wybuchła epidemia biegunki, która dodatkowo wyniszczała organizm. Chorzy musieli bez jedzenia chodzić do pracy. W wyniku dowożenia nowych transportów nie było miejsca w barakach. Tak warunki panujące w tym obozie opisał Samuel: Po krótkim czasie wybuchła epidemia biegunki (czerwonka). Nie było rewiru. Lagerältester bił chorych. Lagerältester wydał rozkaz, żeby chorym, którzy mają biegunkę, nie dać w ogóle przez dwa dni jedzenia. Bez jedzenia chorzy musieli chodzić do pracy. (…) W lagrze warunki nie do opisania. Ciasno, gdy przybył transport 650 Żydów z Łodzi. Nie dodano nam nowych baraków. Przez dziurawy dach baraków lała się woda. W zimie baraków nie opalano, niektórzy więźniowie nie mieli koców. Nieprawdopodobne zawszenie. Większość więźniów bez bielizny. Ponieważ cała fabryka była zawszona, urządzono nam w fabryce odwszanie. Ale to nie pomogło, bo lager był zawszony i gdy kładliśmy się na prycze, obłaziło nas tysiące wszy. Samuel przeżył chwile grozy, gdy posądzono go o zepsucie części maszyny, którą znaleziono na jego stanowisku pracy. Tak mocno go za to pobito, że nie mógł sam wrócić do obozu i musiano go zawieść do obozu. Starszy obozowy oskarżył Samuela o sabotaż i psucie wizerunku Niemców, ponieważ publiczne pokazał rany po pobiciu. Karą za była śmierć w komorze gazowej w Gross Rosen. Dzięki zabiegom blokowego udało mu się tego uniknąć. Musiał jednak nadal pracować, chociaż praktycznie nie mógł chodzić.

W lutym 1945 r. słabszych więźniów (tzw. muzułmanów) przewieziono do obozu w Zittau, gdzie mieściła się fabryka samolotów. Na miejsce przyjechali 12.02.1945 r. W tym czasie Samuel chorował na biegunkę i dlatego został umieszczony w wydzielonej części obozu. Nazwał to lagrem na tamten świat. Codziennie umierało kilku chorych i codziennie uzupełniano do 8 stan liczbowy. Chorzy na biegunkę dostawali jeszcze mniej jedzenia niż pozostali więźniowie. Tak opisał swój stan w ostatnich tygodniach okupacji: Już na mnie nie liczyli. Nieustająca biegunka, ręka mi opuchła i ropiała. Niemcy się co dzień pytali o mnie: lebt er noch? Dnia 5.05.1945 r. Niemcy opuścili obóz, a więźniowie dowiedzieli się, że zostali pokonani przez wojska alianckie. Dla wielu był to tak wielki szok, że są wolni, że oszaleli z radości. Tak opisał moment wejścia Armii Czerwonej do Zittau: Leżeliśmy na trawie, niepodobni do ludzi, upiorne strzępy ludzkie. Rosjanie biegali po mieście z karabinami maszynowymi. Wyłapali Niemców i pokazywali im dogorywających więźniów. Śliczne słońce majowe promieniowało na nas wolnych. Oddychaliśmy pierwszy raz świeżym, wolnym powietrzem. Ważyłem wtedy coś 30 kg.

Izaak i Samuel Reiferowie przed sanatorium (Samuel po prawej), Jelenia Góra, styczeń 1947 r., zdjęcie od Izaaka Reifera

Samuel Reifer przeżył wojnę, jednak przez wiele lat musiał się leczyć w różnych sanatoriach w Polsce i Szwajcarii. Podobnie jego młodszy brat Izaak, który został wyzwolony z obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Holokaust przeżyła również siostra Autora Rachela (Róża) Reifer. Brat Autora – Mojżesz zginął w wieku 17 lat w Auschwitz. Matka Samuela – Ryfka została wywieziona do Auschwitz razem z innymi pracownicami „szopu krawieckiego” w lutym 1943 r. Ojciec Samuela – Abraham został wyselekcjonowany na śmierć z jednego z obozów pracy i również zginął w Oświęcimiu. W Oświęcimiu zginęli także dziadkowie Samuela – Leibel i Rachela.  W transportach przeznaczonych do zamordowania w komorze gazowej w Auschwitz znalazły się również rodziny sióstr ojca Samuela – Hendel Schlesinger (zmarła na wozie w drodze) i jej mąż Symu, Brandel Censor razem z mężem Aaronem i malutkimi dziećmi Pearl i Wollwele.

Z tysięcy pamiętników i świadectw opisujących losy pojedynczych ludzi w latach 1939-1945 do naszych rąk dotarła ich niewielka część. Nie jesteśmy dziś w stanie ustalić ile takich dokumentów zaginęło. Samuel opisał swoje przeżycia w 1946 r., czyli zaraz po zakończeniu wojny. Jego wspomnienia jako jednostki są zarazem opisem przeżyć wielu chrzanowskich Żydów, którzy w zamyśle okupanta niemieckiego mieli zniknąć bezpowrotnie z powierzchni ziemi.

Źródłem wiedzy Samuela były głównie jego własne obserwacje i doświadczenia. Swoją wiedzę o losach ludności czerpał także z opowiadań, tych którzy przeżyli zagładę. Jego zapiski mogą służyć jako przykładowy opis losów wielu Żydów z naszego regionu.

Oprac. dr Luiza Trybuś

 

*** Pełną treść wspomnień Samuela Reifera możecie przeczytać w książce „Żyli wśród nas. Chrzanowscy Żydzi” wydanej przez Muzeum w Chrzanowie. 

[zdjęcie wyróżniające: Grupa Żydów prowadzona Aleją Henryka w kierunku rynku prawdopodobnie w związku z selekcją, 1942 r. lub 1943 r. Ze zbiorów Muzeum w Chrzanowie]


Filtruj:
Archiwa
Kategorie
Zmiana czcionki
Kontrast