Obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau oczami Antoniny Piątkowskiej

"Z muzealnego sztambucha"

Antonina Piątkowska z perspektywy czasu opisała swoje przeżycia z lat 1939–1945. Aresztowana i osadzona w więzieniu przy ul. Montelupich w Krakowie opisała rzeczywistość więzienną. Ukazując politykę okupanta, wspomina postacie z krakowskiego podziemia niepodległościowego. Najwięcej miejsca poświęciła swojemu pobytowi w obozie koncentracyjnym w Auschwitz-Birkenau. Przywieziona do KL Auschwitz w pierwszym transporcie Polek, Piątkowska przedstawiła codzienne życie bloku, pracę w kompanii karnej w Budach czy obozowym rewirze. Jako jedna z pierwszych więźniarek została zaangażowana do pracy w obozowym ruchu oporu. Z tej perspektywy opisała działalność konspiracyjną, różniącą się od tej prowadzonej poza murami lagru. Podane przez nią informacje, które zostały zweryfikowane przez historyków, są szczególnie cennym źródłem do poznania warunków życia w KL Auschwitz-Birkenau.

A. Piątkowska zapisała w swoich wspomnieniach: Dla każdej z polskich więźniarek, której udowodniono przynależność do podziemnej organizacji nie było – praktycznie biorąc – żadnej szansy wyjścia z obozu śmierci. Każdy człowiek posiada jakieś swoje marzenia na przyszłość. W obozie dla tylu kobiet Polek nie było przyszłości. […] Mogła jedynie wierzyć, że Niemcy przegrają i tylko z tą wiarą trwać dalej w obozowych warunkach.

 

[Antonina Piątkowska (1900-1985), pseud. Antonina Bladosz, Antonina Wierzbicka, Tośka, źródło: wikipedia.org]

 

Antonina Piątkowska wraz z mężem Bolesławem oraz synem z pierwszego małżeństwa Romanem Wierzbickim także byli zaangażowani w działalność krakowskiego ruchu oporu. Jej praca rozpoczęła się w Wytwórni Państwowego Monopolu Spirytusowego, gdzie zatrudniony był jej mąż. Pracownicy fabryki samorzutnie rozpoczęli sabotaż w tzw. rozlewni. Te niewielkie akcje sabotażowe wyrządzały jednak pewne szkody gospodarcze.

Na początku 1940 r. A. Piątkowska nawiązała kontakt z grupą Tajnej Organizacji Wojskowej. W jej ramach mjr Jan Mazurkiewicz rozpoczął tworzenie organizacji dywersyjno-sabotażowej. Dnia 10 III 1941 r. dom, w którym mieszkali Piątkowscy, otoczyło gestapo. Przed rewizją udało się jej zniszczyć kompromitujące dokumenty. Wszyscy zostali aresztowani i przewiezieni do siedziby gestapo, gdzie poddano ich brutalnym przesłuchaniom. W nocy z 4 na 5 IV 1941 r. do Oświęcimia wywieziono transport więźniów z Montelupich. O świcie zaczęto wypędzać więźniów z cel i upychać w podstawionych ciężarówkach. W tym transporcie zostali wywiezieni jej mąż i syn. Jak sama zaznaczyła, większość wywiezionych wtedy osób zginęła w obozie koncentracyjnym. O śmierci męża (nr obozowy 11843) A. Piątkowska dowiedziała się jeszcze w więzieniu. Jeden z esesmanów zawiadomił ją, że Bolesław Piątkowski zmarł 2 V 1941 r. w Oświęcimiu na zapalenie płuc. O śmierci swojego syna Romana Wierzbickiego (nr obozowy 11884) Piątkowska dowiedziała się dopiero w 1943 r. Do tego czasu myślała, że jej syn został wywieziony na roboty do Niemiec. Od jednego z więźniów pracujących w biurze obozowym dowiedziała się, że jej syn dnia 28 VII 1942 r. został wybrany przez niemieckiego lekarza Horsta Schumanna i wraz z 575 więźniami wywieziony do zakładu psychiatrycznego w Sonnenstein w Saksonii, gdzie zamordowano go tlenkiem węgla.

 

[Więźniowie na Montelupich po kampanii wrześniowej, jesień 1939 r., źródło: commons.wikimedia.org]

Dnia 27 IV 1942 r. Piątkowska została wywieziona z krakowskiego więzienia do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Polki oznaczono kolejno numerami od 6784 do 6910. Antonina Piątkowska otrzymała numer 6805. Tak opisała swoje uczucia związane z tym wydarzeniem: Byłyśmy bezbronne. Jedyna możliwość przeżycia to starać się nie załamać i przemocy przeciwstawić naszą wolę przetrwania. Nie damy się wykończyć – to była chyba pierwsza myśl, najważniejsza decyzja. Jednak niełatwo było się zdobyć na takie postanowienie wobec ogromu cierpienia, które przekraczało granice ludzkiego pojmowania. Trzeba było pomóc przetrwać jak największej liczbie kobiet. Zanim zdążyły się zaadaptować, mijało trochę czasu. Zaraz po przyjeździe przeżywały szok, widząc ogrom cierpienia za bramą obozu. Były wówczas najbardziej narażone na szykany i załamanie nerwowe. Jeśli nie odnalazły w obozie znajomych sprzed wojny, każdy wydawał się obcy i niebezpieczny.

 

[Zdjęcie lotnicze z rozpoznania obozu koncentracyjnego Auschwitz przedstawiające obóz Auschwitz I, 4 kwietnia 1944 r., źródło: wikipedia.pl]

 

Nowo przybyłe więźniarki z niepokojem obserwowały snujące się młode kobiety, chude, z ogolonymi głowami, ubrane w mundury po zamordowanych jeńcach radzieckich. Nie mogły uwierzyć, że one same już niedługo będą tak wyglądać. Po kilku godzinach oczekiwania przed blokiem nr 1 zaczęto wybierać po kilka kobiet i prowadzić je do wnętrza, gdzie stał basen kąpielowy. Kazano im się rozebrać i oddać wszystkie rzeczy, a potem zanurzyć się w basenie wypełnionym brudną wodą. Antonina Piątkowska uniknęła kąpieli dzięki ofiarowaniu dyżurnej Niemce pudełka czekoladek, które przywiozła z więzienia. Po kąpieli przydzielono im brudne ubranie i bieliznę oraz ciężkie drewniane chodaki. W tym stroju same siebie nie mogły poznać, niektóre załamały się psychicznie. Było to coś strasznego dla kobiet, które nie wyobrażały sobie, że coś takiego może się im przydarzyć. Szybko zorientowały się, że zgodnie z tezą o niemożliwości przeżycia w obozie dłużej niż trzy miesiące, Niemcy dążą do ich wykończenia. Wszystkie były świadome losu, jaki je czekał. To przekonanie umocniło się po wejściu do bloku 8. Brak sienników, koców czy nawet słomy potwierdził ich przypuszczenia. Ponadto od dwóch dni nic nie jadły. Za całe pożywienie musiał wystarczyć im kubek ciepłej cieczy o nieokreślonym smaku.

W obozie panował głód. Wyżywienie nie było odpowiednie nawet dla kobiet wypoczywających, a zupełnie nie wystarczało dla ciężko pracujących. Codzienna porcja chleba rozdawana wieczorem była niewielka. Bardziej zdyscyplinowane więźniarki zjadały wieczorem połowę, resztę zostawiając na dzień następny. Zaoszczędzoną porcję trzeba było chować na piersi, ponieważ zdarzały się kradzieże.

Pobudkę oznajmiały gwizdki ok. godziny 3 nad ranem. Na wpół przytomne i niewyspane kobiety były wyganiane z łóżek krzykiem, groźbami czy biciem. Zasadniczym problemem było obliczenie ilości więźniów. Stan liczbowy zapisany podczas apelu porannego musiał się zgadzać z tym podanym poprzedniego dnia wieczorem. Dlatego ustawienie przed barakiem więźniarek, które mogły same chodzić, było jedynie połową pracy. Wewnątrz pozostały trupy zmarłych w nocy, które trzeba było wynieść przed blok i policzyć. Stojąc po kilka godzin na deszczu, śniegu czy mroźnym wietrze kobiety starały się ogrzać. Wiedząc, że przed zamarznięciem chronił tylko ruch, stały jak najbliżej siebie i uderzały się po plecach. Apele wieczorne natomiast z reguły trwały krócej, ponieważ esesmani spieszyli się do swoich spraw prywatnych. Wyjątkiem były te dni, gdy któryś z więźniów uciekł. Wówczas wszyscy pozostali stali na apelu, dopóki nie znaleziono uciekiniera

Dodatkowe problemy stwarzały zagubione „muzułmanki”. Wychodziły one wieczorem ze swojego bloku i zasypiały na innym. Przed apelem porannym blokowa musiała odnaleźć zagubione więźniarki. Piątkowska tak wyjaśniła ten termin: Określenie to oznaczało istotę, która psychicznie już umarła, choć fizycznie jeszcze żyła w stanie bliskim agonii. Rano ustawiały się na apelu przed nie swoim blokiem, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów. Gdy więźniarki funkcyjne szukały zagubionych „muzułmanek”, wszystkie pozostałe kobiety musiały stać nawet po kilka godzin na apelu, dopóki nie zgadzał się stan liczbowy. Po ich odnalezieniu były one bite do nieprzytomności lub w najgorszym przypadku odprowadzane do bloku śmierci.

W ciągu dnia po wyjściu komand do pracy urządzano tzw. lotne apele. Antonina Piątkowska opisała jeden z nich z dnia, gdy w jej bloku ukryło się kilkanaście chorych Polek, które nie były w stanie iść do pracy w polu. Wszystkim im kazano wówczas wyjść przed barak i udać się do bloku nr 25. Ustawione na placu przed blokiem śmierci czekały na decyzję Niemców. W tym czasie nadeszli esesmani Taube, Hössler i Drechsler, znani ze swojego okrucieństwa. Gdy Taube rozmawiał z blokową bloku nr 25, Drechsler biła po głowie wszystkie czekające więźniarki. Wkrótce podjechały samochody ciężarowe i esesmani zaczęli ładować na nie kobiety. Gdy skończyli upychać żywe więźniarki i pozostały jedynie te martwe, Piątkowska była przekonana, że Niemcy każą jej grupie położyć się na tym stosie. Esesmani podeszli do nich i zapytali, dlaczego nie dołączyły do komanda. Zgodnie z ustaloną wcześniej wersją odpowiedziały, że nie były ciepło ubrane i było im za zimno, aby iść do pracy w polu. Ku ich zdziwieniu esesmani nawet ich nie pobili, a jedynie kazali im zbierać kamienie wewnątrz obozu.

Apele generalne zazwyczaj kończyły się śmiercią wielu więźniarek. Piątkowska opisała jeden z nich, przeprowadzony na początku lutego 1943 r. Wówczas wszystkie kobiety z wyjątkiem chorych i personelu szpitalnego wyprowadzono za bramę. W niektórych blokach zarządzono odwszawianie. Cały personel rewiru wyrzucono z bloków szpitalnych, a chore zaczęto ładować na ciężarówki. Ponadto wiele więźniarek zmarło na placu apelowym z wyziębienia. Te, które pozostały przy życiu, musiały szybko przebiec między esesmanami ustawionymi w szpaler od bramy obozu. Jeśli któraś z nich nie zrobiła tego sprawnie, natychmiast odsyłano ją do bloku śmierci. Tego dnia kominy krematoryjne dymiły cały czas. Według szacunków Piątkowskiej tylko w tym jednym dniu zginęło ok. 3000 kobiet. Drugi apel generalny opisany we Wspomnieniach oświęcimskich zarządzono w lipcu 1943 r. W całym obozie ustawiono beczki wypełnione płynem dezynfekującym, w którym zanurzano ubrania. Nagie kobiety ustawiono w kolumnach na głównej ulicy obozu i poprowadzono do łaźni. Tam wykąpano je w gorącej parze i ogolono głowy.

[Więźniarki obozu koncentracyjnego Auschwitz w okupowanej przez Niemców Polsce. „Apel przed budynkiem kuchni”, źródło: wikipedia.pl]

Latem 1943 r. jedna z więźniarek, Wiktoria Kumaszewska pełniąca funkcję nocnej wartowniczki, otrzymała propozycję utworzenia grupy pięciu kobiet zaprzysiężonych do zorganizowanej walki przeciw władzom obozowym. Do tej grupy obok Kumaszewskiej weszła także Piątkowska (blokowa bloku nr 4), Zofia Bratro, Stanisława Rachwałowa (obie zatrudnione w biurze przyjęć) i Helena Hoffmanówna (pracująca w podobozie w Rajsku). Należy zaznaczyć, że w obozie nie było nawet możliwości prowadzenia działań zaczepnych.

Według instrukcji do zadań organizacji należało: wyszukiwanie lżejszej pracy dla słabszych więźniarek, kolportowanie ustnie wszelkich wiadomości radiowych i komunikatów z gazet dostarczanych przez komanda stykające się w pracy z ludnością cywilną, nawiązywanie kontaktów i współpracy z więźniarkami innych narodowości, np. Jugosłowiankami, Czeszkami itp., utrzymanie łączności z organizacją ZWZ w obozie męskim, przekazywanie w miarę możności informacji o życiu obozowym poza obóz do ludności cywilnej za pośrednictwem zaufanych więźniarek, specjalna troska o zachowanie przy życiu młodych dziewcząt i kobiet. Polki starały się o pracę we wszystkich strategicznych miejscach obozu, czyli kuchni, szpitalu, magazynie czy biurach administracji obozowej. Polki pracujące w biurze przyjęć na bieżąco instruowały nowo przybyłe, jak się zachowywać, aby uniknąć wielu niebezpieczeństw. Uświadamiały każdej nowo przybyłej więźniarce, że w czasie pracy musi obserwować esesmanów. Gdy jakąkolwiek funkcję otrzymywała więźniarka z długim obozowym stażem, wówczas pojawiała się możliwość pomocy słabszym lub chorym. Tylko przydzielenie ich do komand pracujących pod dachem (kuchni, szwalni czy pralni) dawało im szanse przetrwania. Polki pracujące w biurach obozowych ratowały różne osobiste pamiątki więźniarek, a Żydówkom starały się podsuwać aryjskie papiery.

W obozowym rewirze lekarki-więźniarki ratowały życie innych kobiet, narażając przy tym własne. Stawiając diagnozę, ukrywały prawdziwą chorobę i w ten sposób ratowały chore przed selekcją. I tak tyfus plamisty nazywały grypą, a inną śmiertelną chorobę anginą lub zatruciem pokarmowym. Pielęgniarki z wielkim trudem starały się zdobyć dla chorych jedzenie, wodę oraz leki i opatrunki. Pod nadzorem esesmanów i niemieckiej więźniarki w kuchni trudno było zorganizować jakąkolwiek pomoc żywieniową. Kiedy funkcję kapo przejęła Polka Zofia Hubert, sama rozpoczęła akcję pomocy. Głównym celem było wydawanie maksymalnej ilości jedzenia więźniarkom oraz niedopuszczenie do pozostawienia żywności w magazynach. Było to o tyle trudne i niebezpieczne, że każdą kobietę choćby podejrzewaną o taką działalność przydzielano do pracy w najtrudniejszych komandach. W paczkarni oficjalna praca polegała na rewidowaniu paczek przychodzących do więźniarek i rozwożeniu ich do adresatek. Polki po kryjomu starały się przechować skonfiskowane przez esesmanki leki, fotografie i inne przedmioty, aby przekazać je adresatkom. Ponadto pakunki przysyłane zmarłym więźniarkom starały się przekazać innym, zwłaszcza chorym w rewirze. W kantynie można było przechowywać zdjęcia i inne pamiątki rodzinne, których nie sposób było ukryć gdzie indziej.

 

 

[Kobiety w Auschwitz II, maj 1944 r., źródło: wikipedia.pl]

 

Bardzo ważna była praca niewielkiego komanda w biurze zatrudnienia, gdzie obok dwóch Polek pracowały dwie Jugosłowianki i dwie Żydówki. Jedna z nich, Wanda Morossanyi, uratowała życie wielu kobietom. Wiele razy do Oświęcimia przywożono całe rodziny, które miały zostać rozdzielone i wywiezione do różnych obozów. Wówczas pracujące w tym biurze kobiety starały się, aby krewne pozostawały razem, wywiezione do innego obozu albo umieszczone w Brzezince. W magazynie chleba pracowało kilka Polek i wszystkie wiedziały, że o ile się uda, każdej sztubowej zgłaszającej się po codzienny przydział chleba należy dodać kilka bochenków. Chleb ten był przeznaczany na dożywianie tych najsłabszych kobiet, bez względu na narodowość.

Więźniarki zatrudnione w szwalni oprócz swej oficjalnej pracy zawsze starały się coś uszyć poza przydziałem pracy. W ten sposób powstawały koszulki i bielizna dla dzieci czy chusteczki na głowę. Polki z magazynu odzieży starały się zaopatrywać więźniarki w ciepłe ubrania i koce. Oficjalnym zadaniem pracujących w łaźni było zabieranie nowo przybyłym kobietom wszelkiego rodzaju przedmiotów osobistych. Starały się one ukrywać te przedmioty, aby w miarę możliwości oddać je po wejściu danej więźniarki do obozu. Ważnym elementem działalności obozowego ruchu oporu były starania o sporządzenie możliwie jak najdokładniejszej dokumentacji z funkcjonowania obozu.

Jedna z więźniarek pracująca w Aufnahme Abteilung, Katarzyna Gaładżun, sporządziła wyciągi ze starych list transportowych. Wykaz ten był na bieżąco uzupełniany i został przekazany na wolność. Pracująca w ambulatorium Monika Galica prowadziła rejestr zmarłych w rewirze, w którym obok nazwisk zapisywała daty śmierci i numery obozowe. Spis ten, prowadzony na bieżąco i zawierający ok. 10 tys. nazwisk, został ukryty przez Piątkowską. W tej samej skrytce ukryto także 27 fotografii kobiet i dzieci, ofiar doświadczeń medycznych dr. Mengele wraz z opisami jego badań antropologicznych. Zanim zburzono krematoria, udało się wykraść ich plany i ukryć w tym samym miejscu. Plany te wykradły w 1944 r. Krystyna Horczak, Vera Foltynowa oraz Valeria Valova45. Wszystkie te dokumenty były dowodami przeciwko zbrodniarzom hitlerowskim.

Śledząc Wspomnienia oświęcimskie, można się przekonać, że wbrew przewidywaniom okupanta strach i terror, groza i śmierć nie mogły całkowicie złamać psychicznie więźniów. Niewielkie akty sabotażu w połączeniu z nadzieją na przeżycie pomagały im odnieść moralne zwycięstwo. Dzięki temu pokazywały wielu innym więźniarkom, że nie można się poddać zwątpieniu. Swoją postawą udowadniały, że aby przeżyć, trzeba działać.

dr Luiza Trybuś

Artykuł jest częścią opracowania pt. Obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau według Wspomnień oświęcimskich Antoniny Piątkowskiej opublikowanego w: „Habent omnia tempora sua. Prace ofiarowane ks. prof. dr. hab. Januszowi Wyciśle, red. Z. Gogola, Kraków, 2013, s. 561-579.


Filtruj:
Archiwa
Kategorie
Zmiana czcionki
Kontrast