Ja nie mam co na siebie włożyć! Moda lat 20. XX w.

"Z muzealnego sztambucha"

Ja nie mam co na siebie włożyć

Choć mama mnie kokietką zwie

No spróbuj tę szafę otworzyć

To brudne, a tamto się rwie (…)

(…) Ja nie mam co na siebie włożyć

To skandal niesłychany krach

No spróbuj mą szafę otworzyć

Sto sukien a każda jak łach

słowa: Andrzej Włast

Te słowa, które w 1927 r. śpiewała Zula Pogorzelska są doskonale znane każdej kobiecie. Ileż to razy przed ważnym wyjściem przeglądając szafę wiele z nas staje przed problemem braków w garderobie. Nie inaczej sprawa się miała sto lat temu. Zasady dobrego wychowania zalecały noszenie ubiorów odpowiednich do pory roku i dnia, a także do okoliczności. Przestrzegano tego szczególnie w sferach, które podporządkowywały się zarówno modzie, jak i zasadom savoir vivre’u. Z pomocą w określeniu co wypadało, a co nie przychodziły poradniki i czasopisma kobiece.

 

Artystka Hanka Ordonówna w towarzystwie artysty Fryderyka Jarossego, brak miejsca,
1926 r., kopia cyfrowa ze zbiorów NAC, sygn. 3/1/0/11/8764, domena publiczna

Artystka Hanka Ordonówna w towarzystwie artysty Fryderyka Jarossego, nieznane, 1926 r., ze zbiorów NAC

Zatem czym cechowała się moda codzienna w latach 20. XX w.? A jak zmieniła się dekadę później? Zacznijmy zatem od tego jak odzyskanie niepodległości i związana z nim ogólna sytuacja społeczno-polityczna wpłynęły na trendy w modzie. Przede wszystkim niewiele osób było stać na podążanie za nowinkami. W codziennych sukniach kobiecych pojawiła się moda na luźność i obwisłość, lansowano tzw. linię beczki. Poniżej biustu doszywano baskinki, które sięgały do pasa lub bioder, aby w ten sposób zamaskować talię. Ubiory zatem wisiały na kobiecej sylwetce, a dotyczyło to zarówno sukienek, jak i rękawów bluzki, spódnic, długich szalów i obszernych chust.

Suknie szyto z gładkich, miękkich tkanin, które układały się płynnie na sylwetce. Dominowały kolory jasne lub w kontrastowe geometryczne wzory (w tym przypadku widoczny był wpływ awangardowego kubizmu). Wełniane kostiumy, w których na pierwszy rzut oka widać było inspiracje militarne, z czasem utraciły ten rys. Jednak na początku lat 20. XX w. krótkie żakiety do biodra i długie spódnice sięgające przed kostkę miały niezwykle uproszczoną formę. Do kostiumu zakładano luźną bluzkę, bez sztywnego kołnierzyka.

W połowie lat 20. XX w. nastąpiła prawdziwa rewolucja w wyglądzie kobiet. Emancypacja przyniosła wzrost aktywności zawodowej, politycznej i społecznej kobiet. Wiązało się z nią także wyzwolenie obyczajowe, widoczne w stroju i ogólnym wyglądzie Polek. Zatem kobiety zaczęły stosować makijaż – podkreślały oczy ciemnymi cieniami, malowały usta krwistoczerwoną szminką, malować paznokcie u rąk i nóg. Zaczęły także jawnie palić papiery, a do kawiarni udawać się bez męskiego towarzystwa. W projektach dyktatorów mody zaznaczył się wpływ awangardowych kierunków w sztuce.

Modna była chłopięca sylwetka, zwana także popularnie deską. Biodra, biust i talię maskowano gumowym gorsetem bez żadnych wcięć lub spłaszczającym biustonoszem i paskiem do pończoch.

Pokaz mody, Warszawa, 1925 r., kopia cyfrowa ze zbiorów NAC, sygn. 1-K-12584-2,
domena publiczna

Pokaz mody, Warszawa, 1925 r., ze zbiorów NAC

 

Bal mody w Hotelu Europejskim w Warszawie, 1929 r.

Bal mody w Hotelu Europejskim w Warszawie, Warszawa, 1929 r., ze zbiorów NAC

 

Najpopularniejszym strojem na co dzień stała się garsonka, złożona z luźnej i długiej bluzy przepasanej na poziomie bioder oraz spódnicy z fałdami lub plisami. Obniżoną talię i odcięcie w biodrach stosowano także w sukienkach. Starano się aby codzienne stroje były utrzymane w jasnej tonacji.

Do modnych dodatków należały szale i chusty z frędzlami, które swoją zwiewnością i kolorem dodawały akcent kobiecości prostym strojom chłopczycy. Innym nieodzownym elementem stroju codziennego były rękawiczki skórzanie z szerokim mankietem i zdobione haftem, aplikacją lub malowane. Podobnie dekorowano niewielkie torebki – kopertówki noszone pod pachą.

A co jeśli trzeba było się ubrać na wielkie (lub mniejsze) wyjście? Proszony obiad lub coś bardziej wystawnego – bal lub raut? Na popołudniowe przyjęcia zaraz po zakończaniu I wojny światowej kobiety nosiły suknie z miękkich, lejących się tkanin, gładkich lub w geometryczne wzory. Popularnością cieszyły się także swoiste zestawy wizytowe składające się ze spódnicy do kostek (urozmaiconej plisowaniem lub drapowaniem) oraz luźnej bluzki z długim rękawem i niewielkim płytkim dekoltem. Całość przepasano pasem na biodrach.

Największym uznaniem Polek w I połowie lat 20. XX w. przy szyciu sukien popołudniowych i wieczorowych cieszyły się czarne jedwabie (lśniące i matowe). Zresztą ten kolor zdobywał coraz większe uznanie pań. Niezbędnym dodatkiem do wieczorowej sukni było okrycie wierzchnie – peleryna lub płaszcz.

Także w modzie wieczorowej przejawiała się sylwetka chłopczycy. Jednak w tym przypadku prostotę zachowano jedynie w formie i kroju, niekoniecznie w pozostałych elementach kreacji. Trzymano się także długości tuż za kolano. Podobnie jak dzisiaj ubierano się stosownie do okazji, dlatego też inne kreacje zakładano na wizyty popołudniowe, a inne na wieczorne bale.

Wybierając się w odwiedziny popołudniowe Polki zakładały proste garsonki z lżejszych tkanin lub bardziej ozdobne jedwabne suknie z długim rękawem i niewielkim dekoltem. Niski stan podkreślano dodatkowo paskiem z klamrą lub kwiatem. Zazwyczaj całość stroju utrzymana była w jednym kolorze, unikano kolorów jaskrawych, a wybierano raczej te stonowane.

Kiedy w latach 1926-1927 Coco Chanel wylansowała małą czarną, czyli minimalistyczną sukienkę z długimi wąskimi rękawami i niewielkim dekoltem, noszoną ze sznurem pereł, od razu zdobyła ona serca kobiet na całym świecie. Dodatkową zaletą małej czarnej była jej niska cena, bowiem ze względu na prosty krój mogła być powielana w przemyśle konfekcyjnym. W wersji wieczorowej odznaczała się równie prostym krojem, nie miała rękawów, a jej dekolt był głębszy.

 

moda niemiecka, 1927 r.

Moda niemiecka, nieznane, 1927 r., ze zbiorów NAC

 

Modelki w strojach wieczorowych, wzorzystych piżamach z satyny, 1924 r.

Modelki w strojach wieczorowych, wzorzystych piżamach z satyny, nieznane, 1924 r., ze zbiorów NAC

 

W drugiej połowie lat 20. XX w. wśród sukien wieczorowych najpopularniejsza była tzw. koszulka, posiadająca geometryczną linię, często na ramiączkach z dużym trójkątnym dekoltem na plecach (sięgającym często do pasa). Góra takiej kreacji była luźna, zaś dół zdobiono drapowaniem lub falbanami. Suknie wieczorowe szyto z o wiele strojniejszych tkanin, które uwidaczniały się w światłach sali. Często ozdabiano je dodatkowo koralikami, cekinami lub haftami wykonanymi złotą nicią. Do strojów wieczorowych kobiety zakładały jedwabne luźne płaszcze, obszerne pelerynki lub obszerne futra z dużym stojącym kołnierzem.

A jak w latach 20. XX w. ubierali się mężczyźni? Tutaj sprawa jest znacznie prostsza. Podstawowym codziennym męskim strojem był garnitur w stonowanych kolorach, uszyty z gładkiej wełnianej tkaniny. Marynarki były dość długie i  nieco dopasowane w talii, jednorzędowe z wąskimi klapami. Smukłość sylwetki miały dodatkowo podkreślić wąskie spodnie z mankietem. Komplet z garniturem stanowiła kamizelka oraz jedwabna lub popelinowa koszula z niewielkim i miękkim kołnierzykiem. Całości męskiego stroju dopełniał krawat o umiarkowanej szerokości, czasem w dyskretny wzorek. Bywało, że krawat zastępowano lżejszym motylkiem, czyli kokardką (pozostałością dawnej krawatki). Zasady dobrego wychowania zabraniały pokazywania się w rozpiętej marynarce, a na jej zdjęcie podczas wizyty musiała wyrazić zgodę pani domu. Uzupełnieniem codziennego stroju były skórzane rękawiczki, szalik (jedwabny lub wełniany), czarny parasol z solidną drewnianą rączką, zaś starsi mężczyźni chętnie spacerowali z laseczką o srebrnej lub kościanej główce.

Jeśli chodzi o męskie stroje wieczorowe i w tym przypadku sprawa była o wiele prostsza niż ze strojami kobiecymi. Bowiem ubraniem stosownym na spotkania towarzyskie były jedynie garnitur (zwany ubraniem marynarkowym), żakiet, smoking i frak. Strojem wizytowym dopuszczalnym na spotkania popołudniowe była ciemne marynarka i spodnie, biała koszula oraz krawat w dyskretnym kolorze oraz kapelusz. Przy bardziej uroczystych okazjach zalecano założenie dłuższego niż marynarka żakietu noszonego wraz ze sztuczkowymi spodniami. Najbardziej uroczystym wieczorowym strojem z ostro przyciętymi połami na wysokości talii, które tworzyły z tyłu tzw. jaskółczy ogon.

Jak więc widzimy w latach 20. XX w., podobnie jak obecnie strój dopasowywano do okazji. Jednak bez wątpienia sztuką było dopasowanie stroju do panujących konwenansów, tak aby w nie popełnić faux pas.

Dr Luiza Trybuś

Hanka Ordonówna podczas pobytu w Wiedniu, 1929 r.

Hanka Ordonówna podczas pobytu w Wiedniu, 1929 r., ze zbiorów NAC

 

Na zakończenie i niejako zamiast podsumowania przytoczę ciekawy artykuł z wyjątkowo poczytnego czasopisma dla pań Bluszcz znaleźliśmy wyjątkowo ciekawy artykuł Aleksandra Borawskiego poświęcony zagadnieniom kobiecego stroju, którego fragmenty przytoczymy poniżej:

Nareszcie, rozległo się za granicą hasło rozpętania skrępowanej modą kobiety. Rzucono propozycję ubierania się w suknie dowolnego kształtu, według osobistego upodobania. Rozszerzając granice owych swobód, moglibyśmy dziś przyjść do ujawnienia naszych polskich ukochań. A stać się to może wtedy, gdy zechcemy spostrzec, że narzucane stroje i ich zdobnictwo są jak owe tapety fabryczne, powtarzające motyw obojętny dla każdego, przeznaczony dla wszystkich. Ten kosmopolityzm stroju uśpił duszę. Nie ożywia pojęcie, że ubieramy się w to, co spłynęło na naszą figurę z wysiłku artystów, pracujących dla Polski. Jak wielką pod względem treści jest przeszłość nasza, jak bogatą w uczucia jest dusza polskiej kobiety, tak bezgranicznie rozległym może być typ unarodowionego ubioru i jego zdobnictwo. Nie może też być mowy o bezpośrednim posiłkowaniu się ubiorami dawnej Polski.

Trzeba być pomysłowym i twórczym. Nie odbiegając od ogólnie przyjętego sposobu odziewania się, za podstawę do specyficznego scharakteryzowania sukni kobiety polskiej musi posłużyć w dużej mierze takie zdobnictwo, które będzie rzetelnie polskim i zwiąże się w dobrą całość z krojem sukni, mającej w sobie pewne swojskie znamiona, o których niżej. W przyrodzie mamy przepiękne przykłady kojarzenia kształtów, koloru i wyrazu, przykłady doskonałej harmonii. Artysta w swojej sztuce rozszerza podpatrzone przymioty – on, w poważnie pojętych pracach, bez względu na rodzaj sztuki, potrafi w swoim dziele zamknąć duszę narodu, epoki, momentu, Jeśli dla artysty niema przedmiotu, któremu on nie potrafiłby dać życia, – dlaczego niema mu być oddaną suknia kobiety polskiej, dziewczynki i dziecka, – gdy on może zachęcić do myślenia i zastanawiania się nad tym, co one noszą. Noszenie takiej, a nie innej sukni może wynikać nie z samej tylko chęci strojenia się i podobania, lecz i z potrzeby noszenia odzieży, w której tkwi jakaś myśl głębsza. Idąc śladami dawnych u nas wysiłków kulturalnych, artyście, który by zechciał w tym kierunku pracować, wystarczy zestawienie treści przeżyć własnego narodu, z dziełami sztuki, jakie nam się dostały z przeszłości – wystarczy porównanie charakteru wszystkich stanów w dawnej Polsce z duszą obecnego pokolenia, aby znalazł on do prac nad unarodowieniem ubioru kobiety w Polsce wystarczające materiały i pobudki.

Suknia może być lubianą nie tylko ze względu na jej wygląd estetyczny, na jej dobre dopasowanie do osoby, ale i z tego względu, że da się jej to, co ludzie myślący ukochali, otoczyli czcią, szacunkiem, co ich wiąże z przeszłością i co chcieliby przekazać potomnym. Taka suknia, to jak te wszystkie inne dzieła, w których żyje duch narodu, może być i powinna być pamiątką rodzinną i narodową, a nie stawać się po użyciu niepotrzebnym łachmanem. Taką to przejęty myślą, opierając się na znamionach życia polskiego w różnych epokach, próbuję znaleźć wyjście w omawianym kierunku, próbuję otrzymać dogodną szatę, taką, która by mogła być skromną, lub ozdobną t. j. do różnych przeznaczeń, jak nie mniej i być przystosowaną do różnego wieku osób płci żeńskiej, próbuję otrzymać ubiór, w którym powinna być majestatyczna królewskość duszy polskiej, uczucie rycerskie, dobroć i obowiązkowość. Z podjętych w tym kierunku prac, wybieram na początek, do przedstawienia, to drobne zdobnictwo stare, które mi było powodem do rozmyślań i wytworzenia całego ubioru, o różnych odmianach. Ornament, jak aktor, gra taką rolę, jaką mu da autor: on, ornament, od uduchowionego artysty otrzymuje wyraz, tak łatwy do zrozumienia, jak wszelki grymas twarzy, przelotny, lub długotrwały, widziany na scenie teatralnej – wstrząsający strachem, lub śmiechem, wywołujący uczucie radości, czy smutku. Że dziś ogół maskę twarzy ludzkiej i zwierzęcej rozumie, a wyrazu ornamentu nie czuje – to bardzo zrozumiałe.

 

Pokaz "Fryzura przez wieki" w Berlinie, Berlin, 1926 r.

Pokaz „Fryzura przez wieki” w Berlinie, 1926 r., ze zbiorów NAC

Oddaliliśmy szeroki ogół naszą teraźniejszą sztuką plastyczną od głębokich zagadnień. Kto uprawia teraz przepotężną kiedyś sztukę religijną, imponującą ogromem myśli, ujawnionej w najniklejszym nawet, na pozór, zdobnictwie, pełnym symboliki i przenośni; kto uprawia w wielkim stylu sztukę dziejowo-patriotyczną i polską obyczajową; kto i gdzie daje pomniki i sarkofagi o takich wartościach myślowych, jak je posiada Wawel; kto idzie śladami naszych potentatów, jak Kazimierz Wielki, w uczczeniu ojców uzewnętrznieniem ich przymiotów, jako wzoru do naśladowań; kto poucza, jak Anna Jagiellonka, odważnym ujawnieniem na trumnie brata (Zygmunta Augusta) jego ułomności; kto przeraża i napomina, jak biskup Trzebicki, kompozycją ornamentacyjną, daną w bramie kaplicy Wazów na wzgórzu Wawelskim; kto każę promieniować miłością Boga i Ojczyzny za przykładem Jadwigi?… Kobieta polska, ona, która tak czuje i uwielbia muzykę Chopina, — ona, tak wrażliwa na uderzenia wszystkich serc, z łatwością przejmie ze starego ornamentu uwieczniony w nim wyraz, jeśli tylko zechce – pokocha go bezwzględnie, jako świadka dawnych czasów, i odmładzając go po swojemu do siebie zbliży, swoją szatę pięknie nim ozdobi, zwiąże swoją myśl z przymiotami, które on dawniej cechował, odnajdując w nich swoją własną istotę, oddaną uwadze przyszłych znów pokoleń.

Uważam, że z wielu względów jest rzeczą pożyteczną nie odmawianie sobie praw do pomysłowego przerobienia odnalezionego fragmentu, w związku z potrzebą przystosowań a go do noszonego ubioru, lub użycia w najprzeróżnorodniejszych odmianach przy ozdabianiu tego, czym się polska kobieta otacza, – byle w czasie tych przeróbek nie zgasić iskry życia i tego życia charakteru.

Temu wszystkiemu dając cechę polską, swojską, podnosząc może nieraz w wartości myślowej, wytworzyć może kobieta polska nową swoją modę, a rzecz piękną pod każdym względem, jako obdarzona poczuciem estetycznym, – która posłuży nie tylko jej samej osobiście i najbliższym, — udowodni obcym, że zwróciła ona swe oko i serce ku przeszłości, że odnalazła tego starego, dawnego mistrza, który przekazał potomnym niezniszczalne dowody wysokiej kultury. Dźwiganie starej polskiej kultury na coraz to wyższe szczyty, świadczy o żywotności i dojrzałości narodu, który o swoje zdrowe istnienie dba i swoje stanowisko w świecie cywilizowanym godnie i stale na należnej wysokości utrzymuje.

„Bluszcz. Pismo Tygodniowe Ilustrowane dla Kobiet”, 60 (1927), nr 11.

 

zdjęcie wyróżniające: Moda francuska, Modelka w sukni wieczorowej, nieznane, l. 1924-1926, ze zbiorów NAC


Filtruj:
Archiwa
Kategorie